no więc witam i może kogoś zainteresuje garścią wspomnień z okopu 1915

" W nocy z 1-go na 2-go maja nasz batalion , miał opuścić okop i zająć stanowisko gotowości leżące około 200-300 metrów przed okopem rosyjskim. Wnocy miał się zacząć regularny ogień altyleryjski na rosyjskie pozycje, a w szczególności na tyłowe związki przeciwnika, rankiem o godzinie 6-tej miał się zacząć uderzeniowo niszczący ogień artylerii na przednie rosyjskie stanowiska, który miał być o godz. 10-tej przesunięty na tyłowe stanowiska przeciwnika. Punktualnie o godz. 10-tej przed południem 2-go maja piechota miała pójść do natarcia na całej lini. Rozkazano zabrać tylko wyposażenie szturmowe, tornistry zostały odłożone(kiedy po wielu tygodniach doszły one do kompanii, więcej niż połowa stała się w międzyczasie bezpańska). I tak poszło się w ciemnościach wieczoru 1-go maja ze stanowiska, które tylko niewiele dni było dla nas schronieniem, do leśnej doliny która ciągneła się między naszymi i rosyjskimi okopami. Kompania zaległa na zboczu, około 200 metrów przed stanowiskiem przeciwnika trzy plutony jeden za drugim, w ugrupowaniu jako fale natarcia. Około północy zaczął się skuteczny ogień zmasowanej altylerii niemieckiej i austryjackiej. Szeroko świeciły wylotowe ognie austryjackich moździerzy kalibru 30,5, głucho huczały wystrzały baterii, wszędzie na nocnym niebie widziano wzlatujące świetlne kule i błyski wybuchów po nieprzyjacielskiej stronie. Teraz ruszyła się altyleria przeciwnika; jej wystrzały przechodziły wysoko nad nami w nasz okop i z nieznaczną złośliwą radością widzieliśmy jak zapalały się drewniane schrony naszych stanowisk, w których przecież nikt już nie leżał. Tak stała się ta noc przed natarciem, w czasie której każdy nerw drżał z napięcia i oczekiwania - dla nas, którzy leżeliśmy prawie nie biorąc udziału w tym ogromnym piekielnym koncercie - przeżyciem nieprawdopodobnie wspaniałym. Aprzecież to wszystko było tylko przygrywką kiedy później przy jasnym dniu zaczął się prawdziwy huraganowy ogień i tłukł po nieprzyjacielskich pozycjach godzina za godziną,myśleliśmy, że tam w przodzie na pewno nic nie mogło zostać żywego. I rzeczywiście , według bezładnych wypowiedzi jeńców, na Rosjan spaść musiały wszystkie okropności piekła. I mimo to ustali oni w miejscu. Kiedy wskazówka zegarka coraz bardziej zbliżała się do godziny 10-tej, kiedy napięcie nerwowo osiągneło szczyt, kiedy potem punktualnie o 10-tej komenda-,, pierwszy pluton wyskoczyć, marsz, marsz!,, -zwolniła to dzikie napięcie i pierwsza fala natarcia wyskoczyła z ukrycia na wolne pole, otrzymała szalony, nadspodziewanie gwałtowny ogień piechoty i karabinów maszynowych, a druga fala wpadła w to samo piekło.....cdn