Ale zacznę od środka dzieciństwa.
Oto klasa. Druga połowa podstawówki, wówczas siedmioklasowej


Ale nie o to chodzi.

Klasa liczna, bo 42 osoby. Granatowe, zwykle ze śliskiej, podszewkowej tkaniny i szyte na miarę fartuchy, z obowiązkową tarczą na rękawie, a do tego białe, przypinane kołnierzyki. Albo harcerski mundurek. Czasem sweter. Chłopaki w mniejszości. A większość? To 3 dziewczyny, które bardziej lubiłem i kilka innych, które lubiły bardziej mnie. I niekoniecznie były to te same

(Spróbowałem nazwać koleżanki i kolegów z fotografii-sukces dla 15 chłopaków i 14 dziewczyn. Nie jest źle

W mojej, małomiasteczkowej szkole częstsze przebywanie z dziewczynami skutkowało różnymi "przydomkami", z których babski król było jednym z lżejszych. Dlatego każdy chłopak (lub prawie każdy) zajmował się prawie wyłącznie czysto męskimi sprawami-jeżdżeniem na rowerach w grupie innych chłopaków, łażeniem po bunkrach (a była ich masa), wypadami na ryby czy bitwami na kamienie i drewniany oręż własnoręcznie wykonany itp załogi jednej strony ulicy na przeciwną (bywali ranni



A dziewczyny? Też trzymały się w swoich grupkach. Ale czasem ... zaczepki, wspólne gry (takie niemilitarne), grupowe wyjazdy za miasto na rowerach. Wieczorami-wspólne gimnastyki na trzepaku

Czasy...
C.