
W ubiegłym tygodniu trafiła do mnie informacja, że gdzieś tam stoi sobie motocykl. Na chodzie. Z przyczepką (ciekawostka ze starej motoryzacji-dawniej i bardzo dawno temu mianem przyczepki określano uchwyt mocujący ramę bocznego wózka do ramy motocykla. Natomiast wózek boczny [zanim został wózkiem bocznym] nazywał się przywózek

Informacja przyszła późną porą ale szybkie działanie, kilka telefonów i mam jasność. Telefoniczne ustalenia z właścicielem i "już" w poniedziałek silna czteroosobowa ekipa rusza z przyczepą (tym razem to prawidłowa przyczepa-za samochodem) w ponad 300 kilumetrową trasę. Na miejscu wszystko jest ok. Motocykl nie używany przez 9 lat ale sukcesywnie przepalany dla krótkich jazd po polnej drodze. Oględziny, rozmowa i dobicie targu. Ładujemy. Osiemnaście godzin w trasie-ale warto było

Co prawda nie ja zakupiłem "zaprzęg" ale już są plany na wyjazdy z wykrywkami (oczywiście najpierw trzeba maszynerię rozebrać i zrobić gruntowny przegląd i wymienić wszystko co trzeba). Zwłaszcza, że motocykl jest trochę



C.