Pogadaliśmy trochę o „dupie Maryni”, o tym że zbieramy różne rzeczy i na koniec padło z mojej strony „Czy czegoś ciekawego nie ma?”
Gościu praktycznie od razu potwierdził, że jest .... (tutaj celowo nie napiszę co - wkleję zdjęcia). Że ma. I przyniósł. My z Suchym na widok fanta na baczność.
I zaczyna się.
Ja, że na czteropak
Gościu, nie.
Ja, że na flachę.
Gościu, nie.
Dlaczego?
Bo nie.
Ok. Wchodzimy na level finansowy.
50
Nie
100
Nie
Dlaczego
Bo nie. Zawsze to tu było. I potrzebuje to do gnojówki.
Fakt, podejrzanie śmierdziało ale przecież można umyć, a stan fajny.
Dobra. Idziemy dalej.
Panie, kumpel ma takie muzeum w starym bunkrze. To tam powinno leżeć. Dzieci powinny to oglądać.
Nie
Ale dlaczego?
Bo nie. I pierdyknął fantem w stronę podwórka, odwrócił się na pięcie i wszedł do domu.
Qwa. Nie to nie.
Lokalizacja wbita w głowę. Może kiedyś

No i ostatnio było kiedyś.
Ten sam skład. Ja i Suchy.
I w trakcie dojazdu zastanawiamy się jak rozegramy gościa. Czy wogóle jeszcze żyje? Czy fant tam jeszcze jest?
Zobaczymy
Oczywiście, drobny problem z lokalizacją domostwa. Cztery lata robią swoje. Trochę szukania. Ale jest. Dojeżdżamy, mijamy chatkę i „o fuk”. Naszym oczom ukazuje się dziwny widok (patrz zdjęcia).
Jest. Leży.
I co teraz? Patrzymy się z Suchym po sobie i nie wiemy co robić. Zero życia. Nikogo nie widać.
Wystarczy otworzyć drzwi. Wyjść z auta, zrobić trzy kroki. Podnieść fanta i „adieu”.
Zdobywcy
Ale nie. Uczciwe z nas chłopaki. Wysiadamy z auta.
Puk, puk do drzwi. Cisza.
Jeszcze raz.
Cisza
Jeb, jeb (gościu starszy był, może nie słyszy)
Nic
Jeb, jeb jeszcze raz.
I....
Wychodzi dziadek. Zdrowiuteńki, zadowolony z życia.
No to my. Że trochę pobłądziliśmy (boczna droga) i tak sobie przejeżdżamy i widzimy fant, który sobie leży, a nie powinien tak leżeć. I że byśmy byli zainteresowani.
A gościu: Nie.
Dlaczego
Bo nie. I wogóle panie, już tu kiedyś tacy byli (nie poznał nas

Ale nie dał i teraz też nie da.
A dlaczego?
Bo nie
I tyle z opowieści.
Może kiedyś będzie nam dane. Za jakieś 4 lata
