Kilka lat temu ekipa pojechała na Ukrainę. Kopali sobie, znosili fanty (i to takie, że szczena opadała). Któregoś dnia zjawiła się milicja. Powód błahy-ktoś zakablował, że
chaziajka ma w chałupie niezameldowanych turystów z zagranicy. Kiedy milicjant wszedł do pokoju-też mu szczena opadła i sądził, że chłopaki obrobili jakieś muzeum. Ale wśród fantów była broń i amunicja. Krótko mówiąc-areszt. Jakiś czas sobie pomieszkali pod rządową opieką.
Sprawa się zakończyła w zasadzie pomyślnie.
Ktoś z polskiej dyplomacji dogadał się z
naczalnikiem. Być może była jakaś wziątka (?). Dość, że chłopaki znaleźli się nagle poza murami więzienia, w samochodzie, zaopatrzeni w jakiś papier zezwalający na szybkie przekroczenie granicy. I tak się stało. Jednak wrócili "na golasa"-wszystko prócz tego co mieli na sobie przepadło.
Inny przypadek.
Koledzy z Pomorza. Pojechali na Ukrainę, do znajomych kopaczy. Wykrywacze, zdekompletowane-w kilku paczkach pocztą.Wyjazd autobusem wycieczkowym. Kilka dni poszukiwań, ale fanty pozostawili na miejscu i tam również sprzedali wykrywacze (takie były wcześniejsze ustalenia). Chociaż nikogo nie widzieli mieli wrażenie, że są obserwowani. Powrót autokarem wycieczkowym. Celniczka wchodzi na granicy, sprawdza paszporty. Poszukiwacze zostają wyłuskani do osobistej. Niczego nie mają przy sobie, prócz...polskiej saperki (powojennej). Natychmiast zarzucono im, ze wywożą z Ukrainy dobro narodowe.
Ponad 20 godzin trwało ustalanie, czy saperka była wwieziona i jest wywożona, czy tylko
zrabowana na
Ukrainie. Natomiast nie padło żadne bezpośrednie pytanie na temat poszukiwań
Efekt-nigdy więcej poszukiwań w tamtym regionie.
C.