Zima 99/2000 r z braku ciekawszego zajecia ,zatrudnilem sie w charakterze pracownika lesnego u kumpla "ZULusa "

Tam mialem watpliwa przyjemnosc zobaczyc "prace " padlinozercow !
Specjalnie uzylem tego sformulowania, bowiem mieso zaduszonego w meczarniach zwierzecia , nie jest dziczyzna , a padlina wlasnie !
Ale do rzeczy : Sidla trafialy sie nam glownie przy tzw "czyszczeniu " mlodnikow , paskudnie placzac sie w lancuchy pil spalinowych . Pewnego zimowego poranka gdy w krotkim czasie po raz trzeci lub czwarty wnyki unieruchomily "mojego" pilarza stwierdzilem : "Jakis wyjatkowo glodny i pracowity padliniarz tu musial grasowac" ... wowczas on usmiechnal sie z przekasem , przerwal mozolne zajecie wyplatywania stalowej linki z lancucha i opowiedzial mi o dzialalnosci prawdziwego glodomora i pracusia ...
Kilka miesiecy wczesniej chlopaki trafili na tak naszpikowany drutem lasek ze nie szlo wogole pracowac ... Wezwany na miejsce lesniczy zobaczywszy "zdobycz" pilarzy rzekl : " Kur....wa znow go z pierdla musieli wypuscic " po czym wymienil z nazwiska mieszkanca okolicznej wioseczki .
Przywieziona przez "lesnego " grupa "czyscicieli" w ciagu kilku godzin usunela ponad 500 wnykow z niecalego hektara mlodnika !!! Dzielo godne samego Jakuba Wedrowycza ! Zrzucona na kupe klebowisko drutu i stalowych linek byla na "pol chlopa " wysoka
Teraz wloczac sie po lesie czasem trafiam na dzialalnosc druciarzy ktora skrzetnie usuwam , na szczescie coraz mniej mi sie to trafia ....
