cd.... W tym bardzo napiętym, przeplatanym dramartcznymi wydarzeniami, drugim dniu operacji zostały zaangażowane do aktywnych działań właściwie wszystkie siły 38 armii, włącznie z drugim rzutem i grupą szybką. Walki z godziny na godzinę przybierały na sile i stawały się coraz bardziej zacięte. Nieprzyjaciel wciąż podciągał nowe jednostki i zawzięcie kontratakował. Dowódca armii, generał Moskalenko, cały czas czuwał nad przebiegiem bitwy i w miare potrzeby wprowadzał na zagrożone kierunki nowe siły. Jednakże podgórski teren nie sprzyjał nacierającym, co starał się wykorzystać dobrze okopany nieprzyjaciel, dysponujący liczną bronią maszynową i artylerią stromotorową. W tych warunkach jednostki 38 armii w dniu 9 września posunęły się do przodu zaledwie od 2 do 6 kilometrów, przy czym pod wieczór tempo natarcia spadło prawie do zera. Niektóre oddziały wskutek silnego oporu Niemców nie ruszyły z miejsca od samego rana. Front walki przybierał linię zygzakowatą i znacznie się wydłużył. Mimo wprowadzenia do bitwy drugiego rzutu armii stosunek sił zaczął się niebezpiecznie zmieniać na korzyść wroga. Jedyną pociechą pozostawało to, że inicjatywa operacyjna znajdowała się nadal w ręku dowództwa radzieckiego. Z takiego obrotu sprawy nie było zadowolone ani dowództwo Frontu, ani dowództwo armii. Nie mieli też powodu do radości dowódcy jednostek, którym nieustanny ogień artylerii niemieckiej rozbijał stanowiska dowodzenia i punkty obserwacyjne oraz niszczył kompletnie węzły łączności. Nie najlepszej myśli był również dowódca 1 czechosłowackiej brygady piechoty, generał Svoboda, któremu podwładni co chwila meldowali o dużych stratach w ludziach i sprzęcie. W końcu generał zarządził odprawę sztabu brygady, w czasie której wspólnie ze swymi współpracownikami doszedł do wniosku, że należy niezwłocznie przegrupować oddziały w prawo i główny kierunek uderzenia brygady skierować na Kobylany, Pałacówkę, wzgórze 534. Ale taka decyzję mógł podjąć tylko dowódca korpusu, z którym brygada nadal nie miała łączności. Tuż po odprawie, gdy Svoboda zastanawiał sie nad tym, co przyniesie dzień jutrzejszy, do schronu wszedł w towarzystwie oficera dyżurnego radziecki generał, który przedstawił się jako zastępca dowódcy 38 armii. Z wyrazu jego twarzy można było wyczytać troskę o dalsze losy operacji. Przecież według planu w ciągu pięciu dni należało dotrzeć do granicy Słowacji, a tu po dwóch dobach zażartych walk nie przełamano nawet taktycznej strefy obrony. Nieprzyjaciel nie tylko uporczywie bronił się, ale także realnie zagrażał zepchnięciem nacierających wojsk na podstawy wyjściowe. Svoboda poprosił generała o zajęcie miejsca przy stole i zapytał, czy może poczęstować go herbatą. - Diękuje za gościnność - odparł. - Bardzo się spieszę. Chciałbym tylko zapytać, jak generał ocenia sytuację swojej brygady i całego korpusu? - Jako wyjątkowo trudną i niezadawalajacą - odpowiedział krótko Svoboda. - A co w tych warunkach uczynilibyście jako dowódca korpusu? - nieoczekiwanie zapytał zastępca dowódcy armii. Svoboda zaskoczony tak sformułowanym pytaniem nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że na poczekaniu nic nowego nie wymyśli, więc postanowił przedstawić ustaloną ze swoimi oficerami sztabu koncepcję dalszych działań. - Zrezygnowałbym z kontynuowania natarcia pierwszej brygady na kierunku Machnówka, Dukla i w ciągu nocy przegrupowałbym jej oddziały na prawo, na kierunek Kobylany, Pałacówka, wzgórze 534, gdzie jednostki radzieckie wbiły najgłębszy klin w niemiecką obronę. Na obecny kierunek natarcia mojej brygady wprowadziłbym brygade trzecią. Uważam, że to pozwoliłoby na skuteczne dołamanie drugiego pasa obrony i do wieczora dnia jutrzejszego osiągnięcie wzgórza 534. Svoboda miał zamiar szczegółowo uzasadnić swoją propozycję, lecz generał podziękował, podał rękę na pożegnanie i szybkim krokiem opuścił ziemiankę. cdn...
