Dla ok. 100 tys. poszukiwaczy skarbów (guzików, łusek, monet itp.) realizujących swoją pasję z wykrywaczem metalu zmieniła się rzeczywistość prawna. Sejm uchwalił nowelizację Ustawy o zabytkach, a ta częściowo właśnie weszła w życie. Odtąd poszukiwawcza rekreacja to przestępstwo zagrożone karą więzienia do 2 lat!
Poszukiwania z wykrywaczem bez zezwolenia władz od września grożą nawet dwoma latami odsiadki. To już nie wykroczenie, ale przestępstwo - poinformował serwis Money.pl Do tej pory i tak archaiczne, a przede wszystkim martwe zapisy Ustawy o zabytkach i opiece nad zabytkami mówiły o tym, że poszukiwacz (o ile nie niszczy stanowiska archeologicznego, co mogło być traktowane jako przestępstwo) spacerując z detektorem metalu po polu uprawnym swojego dziadka i szukając łusek czy guzików z I czy II wojny co najwyżej popełnia wykroczenie. Odtąd każde wyjście z wykrywaczem bez zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków będzie rozpatrywane jak przestępstwo (ergo, np. poszukiwacz bankowiec może stracić na skutek skazującego wyroku "za szukanie guzików z wykrywaczem" pracę w banku, a jego rodzina źródło utrzymania).
Poszukiwacze przekonują, że w normalnym kraju (za taki uważają m.in. Anglię) otrzymaliby podziękowania i wsparcie, a nie zastraszanie więzieniem.
– Ustawa jest szkodliwa i krzywdząca zarówno dla grup eksploracyjnych, jak i pojedynczych przypadkowych znalazców – mówił w rozmowie z Money.pl Jacek Bomblewski, członek Dolnośląskiej Grupy Badawczej i poznańskich eksploratorów działających przy PTTK. - Zabezpiecza interesy grup archeologów i nie ma wiele wspólnego z ochroną zabytków
"Zaostrzenie przepisów zdaniem eksploratorów nie spowoduje też wykrzewienia patologii, bo ta, tak samo wyniszcza środowisko eksploratorów, jak i archeologów i konserwatorów zabytków”" (Money.pl).
– Przypadki handlu zabytkami, ich przywłaszczania czy łapówkarstwo ma miejsce i tam. Wśród poszukiwaczy też się znajdą hieny i czarne owce, jednak sami również staramy się oczyszczać nasze szeregi
– zaznaczył Robert Kmieć, prezes Narodowej Agencji Poszukiwawczej.
Drastyczne zmiany w Ustawie o zabytkach polegające na ściślejszej penalizacji poszukiwań zabytków wykonywanych bez specjalnej decyzji konserwatorskiej budzą wątpliwości samych konserwatorów.
– Potrzeba dużej ostrożność, aby nie wylewać dziecka z kąpielą. Ściganie hien cmentarnych, dewastatorów stanowisk archeologicznych, czy osób handlujących zabytkami, jak najbardziej jest słuszna. Ale karanie pasjonatów poszukujących z wykrywaczem pozostałości po ostatniej wojnie? Czy rzeczywiście ich działania są tak szkodliwe? Nie jestem przekonany
– mówił w rozmowie z Money.pl Marcin Tyminski, rzecznik prasowy Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (PWKZ) w Gdańsku.
W Polsce, aby poszukiwacz mógł w weekend wyjść na łąkę sąsiada z wykrywaczem, powinien: sprawdzić, czy łąką nie jest stanowiskiem archeologicznym (do dzisiaj nie ma jednak jawnej aktualnej bazy 435 tysięcy stanowisk archeologicznych!), napisać wniosek do wojewódzkiego konserwatora zabytków, załączyć odpowiednią mapę poszukiwań, pisemna zgodę właściciela, napisać plan poszukiwań, dokonać opłaty za decyzje 82 zł, czekać około miesiąca na decyzję (nie zawsze jest pozytywna), następnie dwa tygodnie na uprawomocnienie tejże decyzji itd... W związku z martwym prawem, w Polsce na około 100 tysięcy poszukiwaczy o zgodę na poszukiwania występuje do konserwatorów tylko około 100 osób (co nie znaczy, że te osoby zawsze są na polach czy łąkach, na których posiadają kolejne zgody za kolejne 82 złote...).
Jak ustalił serwis wSensie.pl zmiany w Ustawie o zabytkach były przedmiotem zabiegów grupki archeologów (w tym jednego policjanta archeologa) związanych ze Stowarzyszeniem Naukowym Archeologów Polskich. Większość polskich archeologów nie była konsultowana w tej sprawie. Znane jest też negatywne podejście do próby normalizacji sytuacji poszukiwaczy w Polsce przez zaostrzanie kar zamiast edukację i współprace (stanowisko m.in. wykładowców Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego prof. Aleksander Bursche czy Marcina Zdrojewskiego)
Pomimo, że w Polsce funkcjonuje ok. 100 tysięcy poszukiwaczy (zdaniem ministerstwa kultury w 2008 roku było ich już ok. 80 tysięcy) nikt nie skonsultował z żadnym z licznych stowarzyszeń eksploratorskich nowego prawa, które dotyczy dziesiątek tysięcy obywateli i ich rodzin. Jak dotąd nikt nie zajął się także nadużyciami w środowisku archeologów (zwłaszcza przy badaniach inwestycyjnych) i sprawa tzw. archeo-łapówki, która działa identycznie jak eko-haracz podczas prac deweloperskich.
– Chcielibyśmy współpracy i realizujemy ją. Współpracujemy z archeologami, muzeami, konserwatorami zabytków, a wszyscy oni po cichu klepią nas po plecach obawiając się wzroku starego archeologicznego betonu, który mentalnie został w minionej epoce i niestety, wciąż gra pierwsze skrzypce, skoro potrafili wprowadzić prawo rodem ze stanu wojennego
– mówi wSensie.pl Piotr Pałys z Mazowieckiego Stowarzyszenia Historycznego "Exploratorzy.pl".
– Chodzi tylko o to, by ustawodawca zrozumiał kiedyś, że nie jesteśmy Żydami w czasach III Rzeszy i należy nam się zrozumienie, wsparcie, a może i dyplom, bo wielu z nas poświęciła swoje życie na poznawanie historii, ratowanie zabytków, organizacje zajęć edukacyjnych z dzieciakami itd. Nie jesteśmy przestępcami! Wiecie jak brytyjski minister kultury mówił o poszukiwaczach? Bohaterowie dziedzictwa kulturowego. Ale my jesteśmy w Polsce…
– puentuje Pałys, wieloletni poszukiwacz.
Problem w tym, że poszukiwacze odkrywają historię polski, a także historię archeologiczną naszych ziem, a wiedza, która posiadają, będzie coraz skrzętniej ukrywana przed naukowcami, ze względu na kolejne prymitywne i represyjne prawo, które zamiast edukować i zachęcać, straszy i zniechęca.
Robert Wyrostkiewicz
http://www.wsensie.pl/po-godzinach/2542 ... acz-metalu