*
Wszystko zaczęło się w piątek, siódmego września. Od kilku dni planowałem sobie na sobotę wyjazd na rekonstrukcję bitwy. Jednak w piątek z Michałem wyskoczyliśmy na poletko. Dobre miejsce, ciekawe położenie (duże skrzyżowanie dróg, które było tam
od zawsze) i różnorodne ukształtowanie terenu-górki, dolinki, rzeczka... Jednym słowem-marzenie poszukiwacza.
Z bardzo pozytywnym nastawieniem dotarliśmy na miejsce. Zjazd z głównej drogi, sporo polną do gospodarstwa wokół którego połacie zaoranego (chociaż jeszcze nie bronowanego pola) gwarantowały, że nie jest zasiane. Kiedy dochodzimy do bramy gospodarstwa na płot w pobliżu rzuca się wielki czarny pies. Na szczęście od środka a po drugie jest przy budzie. Chociaż wygląda tak, że nawet z tą budą by nas dogonił, gdyby tylko miał możliwość

. Za to gospodarz, gospodyni i dzieciaki-przyjaźni. Pogadaliśmy trochę o tym co i jak chcemy na polu robić i mamy wolną rękę. Nawet na nadrzeczne łąki. Jedno zakrzaczone miejsce to tabu. Bo tam zakupują swoje psy i koty, którym wiza pobytowa na tym najlepszym ze światów się skończyła. Pierwszy raz z czymś takim się spotkałem i bardzo mi się to podoba
Wychodzimy na pole w towarzystwie kilkorga dzieci w różnym wieku. Powoli wianuszek kibiców się wykrusza. Pozostaje z nami tylko ok. 12-letnia dziewczynka. I jej się opłaciło

, bo nad rzeczką trafiamy kilka współczesnych monet. Ale wkrótce i ona poszła do domu.
A my ? Chodzimy, chodzimy, chodzimy. Pole wyjątkowo czyste. Jeśli nie liczyć kilku naboi do TT. Kilku steranych przez maszyny guzików WH nawet nie braliśmy. W sumie-
wiatr przestał wiać w żagle i już wracaliśmy gdy dostałem po uszach od głośnego, wyraźnego sygnału. Łopatka zapracowała i z ziemi wydobyłem płytko zalegającą sporą skrzynkę. Wszystko fajnie, tylko skrzynka była plastikowa z dużym i wyraźnym napisem-GERLACH. Ki diabeł ?
Wołam Michała. Z otwarciem jest trochę problemów. Wewnątrz, w grubej warstwie smaru znajduje się kilkadziesiąt nowych noży do kosiarki/kombajnu lub czegoś takiego. Zanoszę skrzynkę gospodarzowi. Szczera radość z oblicza okraszona soczystym ( już po ocenzurowaniu
) Ququłka jedwabista, a ja tego od zeszłego roku szukam, musiało spaść z maszyny - nam też poprawia (nieco) nadszarpniętą wiarę w "pewne miejscówki".
I wtedy
polał się miód na nasze serca. Gospodarz miał jeszcze więcej pola, trochę dalej, za lasem. A tam ponad stuletnią chałupę, która częściowo się spaliła, częściowo zawaliła a jeszcze część stoi. Wyjaśnił nam co i jak. Wsiedliśmy w auto i jazda. Zgodnie ze wskazówkami. I dotarliśmy do miejsca, gdzie droga się skończyła przy bagnie a w okolicy-nic. W oddali jeden, dobrze utrzymany dom na wzgórzu. Z pewnością żadna jego część nie była spalona ani zawalona. I na pewno obejście było zamieszkane. Wracamy.
Tym razem gospodarz jedzie z nami. Docieramy dokładnie w to samo miejsce. I okazuje się, że jest dalsza droga - skrajem bagienka, po czarnym błocie i do tego nachylonym w stronę wody. "Tak ze 100 metrów trzeba przejechać. Potem z lasu pod górkę, skręcić, przez łąkę pod górkę i tam już chałupę między polami będzie widać. Tam może coś znajdziecie."
Odwiozłem przewodnika do domu a Michał został by zobaczyć co i jak. Gdy wróciłem okazało się, że aby
Poldkiem przejechać przez bagienko trzeba najpierw dokładnie zbadać teren. Przydały się gumiaki. Powoli wchodzimy na "drogę". Okazało się, że błotka jest tylko na kilka centymetrów. Jednak niepokój budzi boczne nachylenie terenu w stronę bagna. W lewo nie możemy się przesunąć bo ogranicza nas wysoka skarpa i stare, grube drzewa. Ostatecznie zbieramy przez dobre pół godziny gałęzie świerków i jodeł, które niedawno zostały ścięte w pobliskim lesie i układamy w błocie.
Poldek, przechodzi wolno ale bezpiecznie na drugą stronę bagna lekko tylko zsuwając się na prawo. Pewnie innym samochodem byłoby trudniej, ale mój kombiaczek jest dość wysoki

i dobrze sobie radzi w terenie.
droga za bagnem.jpg
Na pamiątkę szczęśliwego przebycia rozlewiska-fotka.
Dalej-zgodnie z zaleceniem-przez las, na górkę, skręcić, przez łąkę, na górkę. Zaorane pola. A między nimi-nasz
target 
Obejście ze zniszczoną chałupą. S L I C Z N O Ś C I.
Zjeżdżamy w dół i już jesteśmy na podwórku. (zdjęć chałupki nie będzie, bo jeszcze nie wszystko przebadaliśmy a chcemy tam wrócić z nadzieją, że jest po co wracać

)
C.
Ponieważ "prace polowe" rozpoczęte w piątek okazały się "pilne" to porzuciłem chęć obejrzenia rekonstrukcji bitwy i w sobotę, już odpowiednio przygotowani-drabiny, płyty ze sklejki, latarki, wory i pudła na fanty

, i co tam jeszcze trzeba, podjechaliśmy tam ponownie.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.